wtorek, 19 lutego 2013

Zwei, czyli nic nie kończy się dobrze.

Świszczący gwizdek głównego arbitra zakończył mecz. Wśród włoskich kibiców wybuchła jeszcze większa wrzawa. Śmiali się, przekrzykiwali śpiewając coś po włosku. Ich twarze promieniały radością, oczy były pełne nadziei, że uda im się jeszcze wygrać Euro.   
A my?
My wciąż nie mogłyśmy uwierzyć w to, co się stało.
To było jak w nieudanym śnie, z którego pragnęłam się jak najszybciej obudzić. Pragnęłam, by mnie ktoś uszczypnął. 20 i 36 – te minuty meczu były dla mnie jak ciosy w samo serce, a wszystko to, za sprawą czarnoskórego napastnika Włoch – Mario Balotelliego, który dwoma celnymi strzałami na bramkę Manuela dał swojej reprezentacji prowadzenie. Całkowicie zachwiały one moimi wyobrażeniami, co do dzisiejszego, już drugiego, półfinałowego spotkania, które miało przesądzić o dalszych losach naszej drużyny.
 I przesądziły. Choć staraliśmy się do końca bramka z karnego pozostała dla nas tylko honorową. Nadal nie mogąc pojąć tego, co się stało skierowałam swoje spojrzenie na twarz przyjaciółki. Ładna, zazwyczaj zwieńczona szerokim uśmiechem ujawniającym rząd śnieżnobiałych zębów, twarz Silvii zastygła teraz w nieokreślonym wyrazie, ale jej duże brązowe oczy były wypełnione łzami. Jedna z nich spływała właśnie po policzku. Otarłam ją kciukiem najdelikatniej jak tylko umiałam. Tak bardzo chciałam coś powiedzieć, coś, co przyniosłoby nam ulgę, pocieszyło, ale nie wiedziałam co. Zamiast tego wszystkie swoje emocje zamieniłam w uścisk, w którym otoczyłam dziewczynę brata. Złość już dawno zamieniła się w żal, że ten świetnie zapowiadający się dla nas półfinał zakończył się tak, a nie inaczej.
– Dziewczyny, głowa do góry. – Odezwała się Kathrin odstępując od Leny i dołączając do naszej dwójki. – Dobra, chyba nie będziemy tu tak stać, nie? Chłopcy nas teraz potrzebują. – Podjęłam swoim nieco zachrypniętym tonem, wciąż wpatrując się w murawę boiska i znajdujące się na niej biało czarne postacie. Tak bardzo chciałam znaleźć się tam teraz przy nich. Chwyciłam swoją torebkę i dłoń Silvii, po czym razem ruszyłyśmy na dół. Błądziłyśmy wśród korytarzy, przepychałyśmy się przez tłumy kibiców i byłyśmy już niemal u celu, kiedy grupa stewardów zagrodziła nam drogę. Kathrin posłała jednemu z nich takie spojrzenie, że na jego miejscu nie tylko bym ją przepuściła, ale też w jak najszybciej ewakuowałabym się ze stadionu. Ale kto potraktowałby poważnie tą krótkowłosą brunetkę, która nawet w szpilkach sięgała Neperowi tylko do ramion? Właśnie. Gilch była niepozorna, ale miała charakterek, umiała pokazać pazur, jeśli tylko znalazła się ku temu okazja. Lepiej było nie nadeptywać jej na odcisk, bo mogło się to skończyć źle. Poszperałam w torbie i odetchnęłam z ulgą, kiedy pośród wielu potrzebnych rzeczy, jakie może zmieścić kobieca torebka, znalazłam swój służbowy identyfikator. Dosłownie machnęłam nim przed oczami jednego ze stewardów i ruszyłam w stronę boiska. – Claudia. – Rzuciła podenerwowanym a zarazem błagalnym tonem Silvia. Odwróciłam się a blond loki musnęły moje blade oblicze, na którym teraz malowało się wyraźne zniecierpliwienie przemieszane ze wściekłością na pracowników stadionu. – One są ze mną. – Z ust Kathrin wydostało się wyraźne chrząknięcie, które zwróciło uwagę jednego ze stewardów. – A tak poza tym, to czy panowie gazet nie czytają? – Już miałam zrobić im wykład o przedstawicielkach WaG’s kiedy kątem oka pochwyciłam sylwetkę Bastiana. Ruszyłam w jego stronę, po drodze napotykając brata. – Mario, tak mi przykro. – Wyszeptałam mu do ucha jednocześnie tuląc go do siebie. – Pogadamy później. – Dorzuciłam widząc zbliżającą się do nas Silvię. Właśnie, Mario miał Silvię. W tym momencie nie martwiłam się o niego tak bardzo jak o Schweiniego.  Moje spojrzenie przykuł zawodnik z numerem 8. Dopiero, kiedy Khedira wyciągnął ku niemu rękę a tamten podniósł się z murawy, zorientowałam się, że to nie kto inny, tylko Ozil. Był kompletnie przybity, tak jak na Euro w 2008 roku. A było tak blisko…


Kiedy znalazłam się przed Bastianem nie do końca wiedziałam jak mam się zachować. Widok jego pogrążonych w smutku, niebieskich oczu doprowadzał mnie niemal do łez. Piłka nożna była dla niego wszystkim. Uwielbiał to, co robił i nie krył tego. Zawsze, nawet w najcięższych momentach dawał z siebie wszystko jakby do końca wierzył, do końca miał nadzieję, że uda mu się coś zmienić. Podziwiałam w nim tę gotowość do walki i wiarę, we własne możliwości, wiarę, że może dokonać niemal wszystkiego. Bez słowa przytuliłam się do niego i pocieszająco pogładziłam go po plecach. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w jego nierówny oddech. Nawet nie wiem, ile tak staliśmy, każda sekunda wydawała się trwać w nieskończoność. Otworzyłam oczy by zbadać sytuację na boisku. Kiedy mijał nas Mesut nasze oczy się spotkały. Jego zawiedziona, pogrążona w bólu twarz przybrała teraz grymas, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Miałam wrażenie, że Ozil nieszczególnie darzył mnie sympatią i nie zamierzał tego specjalnie ukrywać. W jego obecności nie wiedzieć czemu czułam się jak intruz próbujący wedrzeć się do ich wyizolowanego, poukładanego świata. Ale przecież oni wszyscy byli dla mnie jak rodzina… 
Usłyszałam ciche chrząknięcie. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zdezorientowana odsunęłam się od Bastiana. To Daniel Jansen, operator kamery. Westchnęłam.  Nie chciałbym przeszkadzać, ale.. – Powiedział żywo i kiwnął wymownie głową w stronę włoskich piłkarzy.  – Jasne, już idę. – Spojrzałam na Bastiego i ścisnęłam mocniej jego dłoń. – Przepraszam. – Szepnęłam bezgłośnie a on mrugnął tylko na znak, że mnie rozumie. Musnął wargami mój policzek i skierował się w stronę szatni. – Mundial w Brazylii jest nasz. – Rzucił obracając się przez ramię a na jego twarzy, mogłabym przysiąść, zawidniał uśmiech, ten uśmiech, który tak lubiłam.
Poprawiłam czarną marynarkę. Opuszkami palców wytarłam łzy nagromadzone w kącikach oczu. Poprawiłam makijaż a włosy pozostawiłam w artystycznym nieładzie. Heidi podała mi mikrofon i zajęła się tymi wszystkimi kabelkami, z którymi ja teraz nie potrafiłam dać sobie rady. Wzięłam kilka głębszych oddechów i skierowałam się w stronę obiektywu kamery. Na twarz przywołałam jeden z tych służbowych, teraz nieco wymuszonych uśmiechów i uniosłam mikrofon. – Dzień dobry państwu, mam przyjemność gościć na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie właśnie zakończył się drugi półfinałowy mecz zakończony zwycięstwem włoskich piłkarzy. A ze mną Gianluigi Buffon. Wybitny włoski bramkarz a do tego jak państwo doskonale wiedzą kapitan reprezentacji. Jak ocenia pan dzisiejszy mecz? Czy spodziewaliście się wygranej? – Spytałam już po włosku, wyciągając mikrofon w jego stronę. – Czy się spodziewaliśmy? Tak bym tego nie nazwał. Mieliśmy nadzieję, marzyliśmy o możliwości zagrania w finale Mistrzostw Europy, dlatego od początku podjęliśmy walkę. Dawaliśmy z siebie więcej niż 100%. Być może brzmi to banalnie, ale prawdziwie. Każdy mecz był szansą, a Włosi szans nie marnują, zazwyczaj. – Na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. – Czy Niemcy byli dla was łatwymi przeciwnikami? –  Nie, to jedna z najlepszych drużyn doskonale zdająca sobie sprawę ze swoich umiejętności, a przede wszystkim potrafiąca wykorzystywać je w praktyce, z wieloma utalentowanymi piłkarzami, budzącym respekt trenerem. Gra była zacięta, ale dzisiaj to my okazaliśmy się lepsi. – Jak czuje się pan przed starciem z Hiszpanami? – Świetnie. Nie wiem, czy zdobędziemy Mistrzostwo, ale jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy. – Mario Balotelli to dosyć kontrowersyjna postać, niezaprzeczalnie bohater dzisiejszego meczu, co pan może o nim powiedzieć? – To bardzo młody zawodnik, jak widzimy pełen zapału, motywacji, rządny sukcesów. Naprawdę ciężko nad sobą pracuje, dlatego wróżę mu  świetlaną przyszłość. – Od pewnego czasu w prasie krążą plotki o pana rzekomym odejściu z Juventusu. Czy to rzeczywiście prawda? – Nie, chciałbym to przy okazji zdementować. Juventus to dla mnie coś więcej niż klub, chciałbym grac tam do końca swojej kariery a tego przynajmniej na dzień dzisiejszy nie przewiduję na najbliższe kilka lat. – Dziękuję za poświęcony czas. Serdecznie gratuluję wygranej i życzę dalszych sukcesów, nie tylko na Euro. – Rzekłam ściskając dłoń bramkarza, po czym ponownie skierowałam się w stronę kamery. – Dla państwa ze stadionu w Warszawie, Claudia Gomez. – Mamy to! Daniel uniósł kciuk w górę a ja uśmiechnęłam się do niego ciepło.  Choć na chwilę zapomniałam o targających mną emocjach.
– Skarbie, tutaj jesteś. – Moje uszy pochwyciły aksamitny, pełen dumy kobiecy głos, który wypłynął z ust wysokiej szatynki ubranej w bordową koszulkę z numerem jeden. Towarzyszyła jej dwójka ciemnowłosych chłopców, których pełne triumfu miny od razu przykuły moją uwagę. – Aleno, przepraszam cię na moment.  Rzekł przepraszająco Buffon i pocałował ją przelotnie w usta. Ukucnął i przytulił do siebie swoich chłopców. –I jak, jesteście zadowoleni z taty? – Chłopcy zgodnie pokiwali głowami i wtulili się w ramiona ojca, który po chwili ruszył w kierunku reporterów. Już miałam odejść, kiedy w głowie zaświtał mi pewien pomysł. – Czy mogę pani zająć chwilę? – Swoimi słowami zwróciłam na siebie uwagę szatynki. – Ależ jaka tam ze mnie pani, mów mi po prostu Alena. – Wzruszyła ramionami i posłała mi jeden ze swoich oszałamiających uśmiechów, które tak przyciągały męskie spojrzenia. – Claudia Gomez, bardzo mi miło. – Uścisnęłam jej dłoń. – Czy nie zechciałabyś udzielić mi wywiadu? Oczywiście, gdy znajdziesz chwilę. – Zapytałam nieśmiało a ona tylko kiwnęła głową, co najwyraźniej miało znaczyć „nie ma żadnego problemu”. Wyciągnęłam w jej stronę swoją wizytówkę, a ona schowała ją do torebki. – Na pewno zadzwonię. – Znieruchomiałam, kiedy młodszy chłopiec dotknął mojej nogi. Kiedy na niego spojrzałam zadzierał głowę do góry i wpatrywał się we mnie. Nie mogłam się oprzeć, by nie wziąć go na ręce. – Mogę? – Spojrzałam na jego matkę a kiedy uzyskałam pozwolenia podałam małemu mikrofon i wzięłam go na ręce. Uwielbiałam dzieci, a mały Buffon był wprost cudowny. – Czy mój tata dał pani autograf? – Zapytał tym swoim uroczym, dziecięcym głosem a mnie wprost zatkało. Na moje usta cisnął się szeroki uśmiech. – Ta pani jest dziennikarką. – Rzekł starszy z chłopców jakby to miało wszystko wyjaśniać i wskazał palcem na mikrofon, który jego młodszy brat dzierżył teraz dumnie w dłoniach. – A dlaczego pani tak śmiesznie mówi? – Zapytał jeszcze raz ciekawski chłopiec. – Davidzie. – Upomniała go matka a on bawiąc się moimi blond włosami nadal oczekiwał na moja odpowiedź. – Jestem Niemką Davidzie. Czy mój akcent jest naprawdę taki fatalny? – Tą część pytania skierowałam do Aleny a ona tylko machnęła ręką. – Nie przesadzaj, radzisz sobie świetnie. Żałuj, że nie słyszałaś, jak ja zaczynałam. Długo nie mogłam wyzbyć się czeskiego akcentu. To przyjdzie z czasem. – No to mnie pocieszyłaś – Rzekłam. – Ale.. Skoro jest pani Niemką, to, dlaczego nie płacze teraz pani z innymi Niemcami? – Davidzie Lee Buffon, upominam cię ostatni raz. – Odezwała się zmieszana Alena. – Nie ma sprawy.. Wiesz Davidku –Zaczęłam spoglądając na chłopca i odgarniając mu z oczu ciemną grzywkę. –  W życiu nie zawsze się wygrywa. Czasami trzeba przegrać, by potem bardziej docenić zwycięstwo. – Zacytowałam słowa mojego taty, które od lat starał się wpoić nie tylko w Mario, ale i we mnie. – Naprawdę miło było was poznać – Powiedziałam odstawiając chłopca na ziemię.


Zostawiłam mikrofon Danielowi, który już zdołał się uporać ze sprzętem a sama udałam się w stronę szatni niemieckich piłkarzy. Spóźniłam się. Była pusta, prawie. Moje oczy zatrzymały się na męskiej postaci. Podchodząc bliżej rozpoznałam charakterystyczną blond czuprynę Neuera. Wydawał się taki bezradny. Siedząc łokcie oparł na udach a dłonie zasłaniały jego twarz. Bez słowa usiadłam koło niego i objęłam go ramieniem. – Mam nadzieję, że nie przejmujesz się meczem. Przecież to nie twoja wina. Mój cichy szept przerwał wypełniającą pomieszczenie ciszę. Manuel obrócił swoją przystojną twarz w moją stronę i wpatrywał się we mnie przez chwile tymi swoimi oczami pełnymi błękitu jakby zastanawiał się, co ma mi odpowiedzieć, albo wprost przeciwnie, każąc mi się bardziej zastanowić nad moimi słowami. Chwycił rękawice bramkarskie leżące na jego torbie i zaczął nimi obracać w dłoniach. –Powinienem był to obronić. – Odezwał się. Ton jego głosu był opanowany, ale miał w sobie pewną dozę żalu, złości na samego siebie, że nie sprostał swojemu zadaniu. Emocje ucichły, ale po jego słowach ponownie zaczęły we mnie buzować. – Żartujesz sobie?! Dziesięciu facetów biega po boisku a kiedy piłka przekroczy linię bramkową to jest to twoja wina?! Manu, czy ty słyszysz w ogóle co Ty mówisz?! To absurdalne. Równie dobrze sam mógłbyś grac przeciwko włoskiej jedenastce, tyle, że wtedy gdybyś przepuścił bramkę mógłbyś mieć do siebie uzasadnione pretensje. – Wyrzucałam z siebie słowa z zapałem. Już miałam wyjść, kiedy Neuer chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Odłożył rękawice na bok u usadził mnie na swoich kolanach. Był oszołomiony tym wszystkim tak jak ja. W moim głosie zabrzmiała teraz szczera nuta. – Manu, no. Jesteś najlepszy. – Rzuciłam przeczesując palcami jego krótkie blond włosy a kiedy zdałam sobie sprawę, że moje słowa wywołały na jego twarzy uśmiech, zrobiło mi się tak jakoś.. lżej. – Jestem pewien, że to samo mówisz Casillasowi. –No, widzę, że humor ci powrócił. Powiedziałam a moja twarz momentalnie pojaśniała. – To dzięki tobie. – Nie przesadzaj, chodź, fani domagają się autografów. – Spojrzałam w kierunku wyjścia, ale kiedy zobaczyłam Ozila opierającego się o framugę drzwi uśmiech momentalnie znikł z mojej twarzy. – Na kilku frontach nikt jeszcze nie wygrał. – Te słowa ewidentnie skierowane były do mnie. Chciałam wstać z kolan Neuera, ale ten wyraźnie mnie powstrzymał. – Autokar czeka. – Rzucił nonszalancko Mesut i wskazał palcem w kierunku parkingu. – Może zabierzesz się z nami? – Zapytał Manu odstawiając mnie na podłogę, po czym chwycił swoją torbę. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Odparłam dając mu wyraźnie do zrozumienia, że widać nie przez wszystkich jestem mile widziana. – Jasne, chodź, będziesz mogła potem opisać jak to pogrążeni w depresji Niemcy wracają do hotelu. – Wtrącił się Mesut a ja zatrzymałam się i wpatrywałam w autokar stojący na parkingu. Idący za mną Neuer mało na mnie nie wpadł. – Nie przejmuj się, jest zazdrosny. – Z moich ust wydobyło się ciche prychnięcie. – Po prostu jego nie ma kto poprzytulać. – Dokończył bramkarz chowając swój bagaż i pociągnął mnie za sobą do autokaru. Chłopcy na mój widok wyraźnie się ożywili. Muller zrobił mi miejsce na tyle. – Wywiad się udał? – Zapytał Hummels a ja tylko pokiwałam głową. Zauważyłam, że autokar ruszył.

8 komentarzy:

  1. Nowy rozdział dostępny już na moim blogu, serdecznie zapraszam ;)


    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz ten Ozil niedobry! W sumie bardzo fajnie, że Claudia starała się pocieszyć piłkarzy. Zazdroszczę jej takich stalowych nerwów. Ja po porażce Polaków nie odzywam się z pół godziny bo duszę łzy, a ona jeszcze to relacjonowała i przepytywała zwycięzców... Czekam na nn, informuj mnie:*
    Zapraszam:
    http://chodz-na-boisko.blogspot.com/
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam całe opowiadanie na jednym wdechu i nie żałuje. Jestem ciekawa dalszych losów Claudii i reszty bohaterów informuj mnie o nowych rozdziałach, a przy okazji zapraszam do siebie, na estar-conmigo.blogspot.com gdzie pojawił się 6 rozdział. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ozil.... ktos tu komus podpadl. nie powinien tak sie zachowywac . Szkoda Niemcow...no ale taki jest futbol. Dzieci Buffona sa slodkie *.* a ta scena z Neuerem na koncu... uwielbiam go po prostu . Kiedy napiszesz cos nowego?
    Male-jest-wredne.blogspot.com ----> zapraszam na rozdzial 16 ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na rozdział 3 :D http://me-gusta-fcb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. VII na: http://keepcalm-and-lovespain.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  7. male-jest-wredne.blogspot.com ---> Zapraszam na rozdział 17 :D

    OdpowiedzUsuń
  8. http://me-gusta-fcb.blogspot.com/ zapraszam na 4! :p

    OdpowiedzUsuń