– Mario! – Krzyknęłam i natychmiast rzuciłam się w ramiona
brata ściskając go tak mocno, jakbym bała się, że mi ucieknie.
– Spokojnie, mała. Chyba nie chcesz mnie udusić. – Jej uszu
dobiegł przyjemny, męski, lekko rozbawiony baryton brata.
– A może chcę? – Rzuciłam przekornie odsuwając się od niego
na tyle, by móc jeszcze raz spojrzeć w jego wesołe oczy.
– Mamo! Tato! – Krzyknęłam entuzjastycznie na widok rodziców
i nie czekając odstąpiłam na chwilę od brata i uściskałam ich oboje naraz. Tak
długo ich nie widziałam, a jak bardzo za
nimi tęskniłam.
Ostatnie lata spędziłam w Madrycie. Z powodu wielu
obowiązków nie miałam czasu na częste przyjazdy do Niemiec. Studia w stolicy
Hiszpanii były dla mnie szansą której nie mogłam zmarnować, dlatego musiałam
zdobyć się na wiele wyrzeczeń – chociażby rozstanie z rodziną, z przyjaciółmi.
Musiałam opuścić kraj, w którym się urodziłam i który tak bardzo kochałam.
Właściwie nie było aż tak źle. Miałam szczęście, ponieważ dane mi było
zamieszkać z młodszą siostrą mojego taty w samym centrum Madrytu. Dotąd nie
znałam jej za dobrze, ale szybko odnalazłyśmy wspólny język. Była tylko kilka
lat starsza ode mnie. W wolnych chwilach pomagałam jej w opiece nad dziećmi –
dwójką uroczych, czarnowłosych chłopców, którzy przy mojej drobnej pomocy
przekształcili część ogrodu na boisko. Z uśmiechem wspominam wszystkie „mecze”
jakie się na nim rozgrywały.
– A gdzie…? – Nie dokończyłam, ponieważ ktoś zaskoczył mnie
poprzez zasłonienie mi oczu rękoma. Były drobne i delikatne, nie miałam
wątpliwości kto to.
– Silvia?! – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie
sformułowane w czasie kiedy odwróciłam się w jej stronę. Tak! Nie myliłam się.
Miałam przed sobą piękną brunetkę a jej duże, brązowe oczy skoncentrowane były
na mojej osobie.
– Tak się cieszę, ze wreszcie cię widzę. – Powiedziała
delikatnie całując mnie na przywitanie w policzek. Silvia Meichel była moją
najlepsza przyjaciółką jeszcze zanim zaczęła spotykać się z Mario. Odkąd tylko
pamiętam traktowałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam i której mogłam
powierzyć wszystkie swoje problemy, duchowe rozterki jak radosne epizody z
mojego życia. Obawiałam się, że po moim wyjeździe nasza przyjaźń może ulec
przedawnieniu, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Codziennie do
siebie mejlowałyśmy, dzwoniłyśmy wymieniając się gradem informacji, opowiadając
jak nam minął dzień przez co wydawałam krocie na zapłatę rachunków
telefonicznych ale nie żałowałam. Dzień bez wiadomości, głosu Silvii był dniem
straconym. Czułam się wspaniale wiedząc, że ją mam, że dba o mojego brata i
resztę rodziny pod moją nieobecność. Tak bardzo pragnęłam ją uściskać aż
wreszcie nadarzyła mi się ku temu okazja a ja jej nie zmarnowałam.
Tata i Mario zgodnie chwycili moje bagaże jednocześnie cicho
narzekając na ich ilość a ja w towarzystwie najlepszej przyjaciółki i mamy
ruszyłam w stronę parkingu.
– Jak podróż? – Zapytała jak zwykle żądna informacji
brunetka.
– Bardzo dobrze – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – chociaż
myślałam, że zdrzemnę się w czasie lotu, jednak miły starszy pan uniemożliwił
mi to w dość… uciążliwy sposób. Strasznie chrapał, ale kiedy nie spał zasypywał
mnie ciekawymi opowieściami ze swoich młodzieńczych lat i informacjami o córce,
która również mieszka w Niemczech. Tak bardzo przypominał mi dziadka. –
Stwierdziłam patrząc na mamę, która od jakiegoś czasu dziwnie mi się
przyglądała.
– Och córeczko! Zmizerniałaś! – Wydusiła z siebie wreszcie
mama a ja posłałam jej jedną z kilku wersji spojrzenia „chyba sobie żartujesz”.
– Ciocia Megan – a właściwie po prostu Megan, bo tak na jej
własną prośbę zwracałam się do niej w czasie pobytu w Hiszpanii – dobrze mnie
karmiła. Ba! Wręcz wymuszała na mnie jedzenie, twierdząc, że nie zamierza potem
słuchać zrzędzenia starszego brata jak to prawie zagłodziła jego małą
dziewczynkę na śmierć. – Mimowolnie złapałam się za brzuch wspominając jej
pyszne obiady. Wspaniale gotowała, to trzeba było jej przyznać, jednak w bardzo
dużych ilościach, jak dla batalionu wojska a my dosłownie musieliśmy się tego
wszystkiego pozbyć, najlepiej umiejscawiając to w naszych żołądkach.
– Mam wrażenie, że wyglądam jakbym była w ciąży. Chyba będę
musiała jakoś zgubić te kilogramy. – Spojrzałam wymownie na dziewczynę brata a
w mojej głowie narodził się pomysł wspólnego joggingu lub popołudniowych wyjść
na siłownię.
– Nawet o tym nie myśl. – Szepnęła w odpowiedzi a ja z
udawaną powagą zmrużyłam powieki jakbym chciała jej coś przekazać, coś, co
mniej więcej mogło znaczyć „nie daruję ci tego”.
– Właśnie! Puk, puk! Jest tam kto? – Schyliłam się
nieznacznie lekko trącając palcem płaski brzuch przyjaciółki. – Tak marzy mi
się bratanek… albo bratanica. – Zrobiłam rozmarzoną minę wyobrażając sobie
Mario Juniora albo uroczą kopię Silvii.
– Wszystko w swoim czasie. – Powiedziała przyszła pani Gomez
najspokojniej jak tylko umiała.
– Cóż, czyli w najbliższej przyszłości nie doczekam się
wnucząt.. A może to i lepiej? Jestem jeszcze za młoda aby zostać babcią. –
Wtrąciła się moja matka niby od niechcenia, ostentacyjnie poprawiając i tak
nienaganną według mnie fryzurę i patrząc to na mnie, to na swoją przyszłą
synową. Silvia zapewne tak jak ja poczuła się nieco zawstydzona, skrępowana nie
tyle wyrazem twarzy co słowami jakie wydobyły się z ust jej przyszłej
teściowej. Jednak ja wychwyciłam w nim lekki zawód. Ach, moja kochana mama. Mogła
udawać, ale ja znałam ją lepiej niż ona sama. Domyślałam się, że widziała mnie
w tak urzekającym zestawieniu jak mąż i trójka dzieci. Podobny schemat tyczył
się mojego kochanego braciszka.
Mario już kończył pakować mój obszerny bagaż do swojego
nowego, bajecznie drogiego samochodu kiedy do nich dołączyłyśmy.
– Chyba zabiorę się z rodzicami, nie chciałabym wam
przeszkadzać, gołąbeczki. – Powiedziałam rozbawiona a kiedy wzrok owej dwójki
zatrzymał się na mnie poruszyłam brwiami. Otworzyłam drzwi samochodu rodziców
by móc usadowić się wygodnie na tylnim siedzeniu. Zanim się obejrzałam już
byliśmy w drodze do domu. Dopiero teraz doceniałam każdą chwilę spędzoną z
rodzicami. A pomyśleć, że jako nastolatka narzekałam na to, że non stop
wtrącają się w moje życie. Jaka byłam nie mądra.
– Co u Megan? – Zapytał ojciec a nasze spojrzenia spotkały
się we wstecznym lusterku.
– Marudzi, że zbyt rzadko ją odwiedzasz. – Odpowiedziałam zgodnie
z prawdą. – Poza tym wiele mi opowiadała o waszym dzieciństwie. Wcale nie byłeś
tak grzeczny jak mi wmawiałeś! I wiedz, że wiem! – Starałam się by mój głos
zabrzmiał z wyrzutem ale nic takiego nie miało miejsca. Podejrzewam, ze
zabrzmiało to zabawnie. Nigdy nie potrafiłam zachować powagi kiedy miałam go
przy sobie tym bardziej po tylu szczegółach o jakich dowiedziałam się od jego
siostry a jakie on próbował przede mną „zataić”
– Jak ci się podobało życie w Hiszpanii? – Ojciec szybko
zmienił temat. – Nie chcesz nam kogoś przedstawić? Twoja matka będąc tam tylko
na wakacjach oczarowała mnie swoim urokiem i przywiozła do Niemiec jako
pamiątkę, z którą już nigdy się nie rozstała. – Mrugnął do mnie a ja zaskoczona
jego słowami nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie, historie o ich cudownym
poznaniu znałam już na pamięć. Bardziej zaskoczył mnie fakt, że spodziewał się,
że nie wrócę sama.
– Och Arthurze, daj jej spokój. Ma jeszcze czas. – Głos
zabrała matka za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Cieszyło mnie, że najwidoczniej
rozumie moje położenia.
– Kochanie.. My w jej wieku…
– Nie dokończył widząc na twarzy mamy jeden z tych uśmiechów, których ja
nigdy nie potrafiłam rozszyfrować i złożył na jej ustach przelotny pocałunek.
– Taatooo! – Odezwałam się specjalnie przedłużając wyraz. –
Patrz gdzie jedziesz! – Skarciłam go, lekko trącając go przy tym w ramię.
– Dobrze, już dobrze. – Usłyszałam w odpowiedzi.
– A co do… – Urwałam starając się znaleźć odpowiednie słowa
jakimi mogłabym wyrazić moje plany. – na pewno w przyszłości dochowacie się
gromadki ślicznych, rozwrzeszczanych wnucząt, które zapewne razem z Mario
zwalimy wam na głowę z natłoku własnych obowiązków, i które będziecie mogli do
woli rozpieszczać ale na razie chciałabym zająć się pracą, realizowaniem własnych
marzeń, okej? A w Madrycie studiowałam – specjalnie zaintonowałam to słowo – a
nie polowałam na męża. – Wywróciłam oczami a ojciec o mało co nie zakrztusił
się miętówką. Mama klepnęła go kilka razy w plecy stwierdzając, że to pewnie
nic poważnego.
Wysiadłam z samochodu a moim oczom ukazał się stary –
należący bowiem od wielu pokoleń do rodziny Bursche dom – ale w całkiem dobrym
stanie w wyniku kilku drobnych, aczkolwiek bardzo istotnych zmian jakie
wprowadziła pani architekt czyli moja matka by żyło nam się w nim jeszcze
przyjemniej. Wiązało się z nim tyle wspomnień, które oglądałam teraz w swojej
głowie niczym pokaz slajdów. A na jednym z nich ten oto chodnik przed domem, na
którym któregoś lata starłam kolano potykając się o jedną z zabawek Mario. Na
drugim sytuacja jak kiedyś przez przypadek przycięłam mu palec drzwiami co
równało się z jego krótką, aczkolwiek bardzo głośną histerią. Na kolejnych –
okno wychodzące z łazienki przez które wymykaliśmy się na imprezy; weranda na
której potrafiliśmy w nocy siedzieć godzinami opowiadając sobie dla rozrywki
straszne historie; strych, na którym przyłapałam Mario na paleniu papierosów,
całe szczęście, że teraz porzucił ten paskudny nałóg; pozostałości domku na
drzewie, który budowaliśmy z bratem przez całe wakacje. Na wspomnienie o mojej
słynnej przygodzie z młotkiem uśmiechnęłam się do siebie i chwyciłam klamkę by
móc choć na chwilę z powrotem powrócić do przeszłości. Zostawiłam płaszcz w
przedpokoju a kiedy skierowałam się do mojego ulubionego pomieszczenia – do
zawsze jasnego, przestronnego salonu, wprost oniemiałam z wrażenia. Moje oczy
przykuł wielki transparent z kolorowym napisem „witaj w domu” a grupka
znajomych twarzy wykrzyczała jak to zwykle bywa nierówne, nieco przedłużone
słowo „niespodzianka”. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byli tu wszyscy, koleżanki
ze szkoły, sąsiedzi, połowa reprezentacji Niemiec z dziewczynami a w niektórych
przypadkach żonami.
– Jesteście niesamowici. Dziękuję za tak miłe przyjęcie. Tak
bardzo mi was brakowało. – Wydukałam a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie
sadziłam, że rozkleję się w takim momencie. Nigdy nie należałam do szczególnie
wrażliwych osób. Claudia, spokojnie, teraz już wszystko będzie tak jak dawniej,
a nawet lepiej. Pomyślałam i opuszkami palców otarłam łzy.
– Lisa, Thomas, co u was? – Przywitałam się po czym
podziękowałam im za kwiaty. Nie zdążyłam dłużej z nimi pogadać, bo u mojego
boku pojawili się Mats i Cathy a później Sami i Lena.
– Jak tak dalej pójdzie, to mój dom zamieni się w
kwiaciarnię. – Zażartowałam wymieniając z nimi uściski.
– Jaka fajna zmiana! Sarah, jak ładnie ci w nowym kolorze. –
Stwierdziłam szczerze poprawiając jej za ucho jeden z zabłąkanych kosmyków
kiedyś blond a teraz ciemnych włosów.
– No, mała. Urosłaś. – Stwierdził z wyraźnym rozbawieniem
Manu, które można było dostrzec nie tylko w jego uśmiechu ale i oczach po czym
przyciągnął mnie do siebie.
– Uwielbiam te twoje mądre spostrzeżenia. – Odpowiedziałam
przekornie pokazując mu przy tym język.
Nie wiem jak, ale wyczułam jego obecność. Odwróciłam głowę a
długie, blond loki musnęły moje blade oblicze. Moim oczom ukazała się sylwetka
Bastiana. Delikatnie wydostałam się z uścisku Neuera posyłając mu
przepraszające spojrzenie i dołączyłam do Schweinsteigera. Otoczona gośćmi nie
mogłam wcześniej wyłapać w tłumie jego twarzy. Może dopiero przyszedł? Tak się
bałam, że jednak nie zdecydował się wziąć udziału w tym szalonym
„przedsięwzięciu” zorganizowanym przez moją rodzinę. Nigdy nie kryłam, że jest
ważną postacią w moim życiu, jednak przed wyjazdem coś się między nami popsuło.
Miałam wrażenie, że jest temu w jakiś sposób przeciwny, ale nic nie mówił.
– Buenos días. Cómo estás? – Zagadnął wręczając mi bukiecik
czerwonych tulipanów, dokładnie takich jak lubię i z pewną dozą niezręczności
jaka przejawiała się również w moim zachowaniu pocałował mnie policzek.
– Bien. – Odparłam cicho tuląc głowę do jego klatki
piersiowej.
– Może ja to wezmę? – Wtrąciła się Kathrin wymuszając przy
okazji na Mesucie podanie wazonu po czym zabrała ode mnie kwiaty. Posłałam jej
pełnie wdzięczności spojrzenie, po czym skierowałam swój wzrok na przystojną
twarz Bastiana.
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam